My, Naród! Chodźcie z nami 27 lutego!
W sobotę (27 lutego) o 13 spod Stadionu Narodowego w Warszawie wyruszy kolejny marsz Komitetu Obrony Demokracji – tym razem pod hasłem „My, Naród”.
Będzie nas sto tysięcy – pokażemy, że naród polski to nie tylko nacjonaliści i ksenofoby, a demokraci, szanujący wolność i równość w różnorodności, nie pozwolą z narodu się wykluczać. Mamy dość zawłaszczania polskości przez PiS i jego nacjonalistycznych akolitów. Mamy dość piętnowania i wykluczania „gorszych sortów”, pomówień i szkalowania. Nie pozwolimy, by egzaltowana pseudowspólnota, oparta na poczuciu wyższości, poczuciu krzywdy i resentymentach, ośmieszyła do końca polskość i pojęcie narodu.
Naród jest bytem złożonym i mocnym swą różnorodnością, nie zaś monolitem tworzonym przez nacjonalistów, otoczonym przez zgraję „zdrajców” i „zaprzańców”. Uroszczenie skrajnej, nacjonalistycznej prawicy, by mówić o sobie „naród to my”, jest wprawdzie śmieszne i żałosne, ale jest też odrażające i groźne. Groźne z powodu strasznych doświadczeń historycznych związanych z takimi postawami wśród narodów świata, lecz również dlatego, że obrzydzają one ideę narodu pośród młodzieży, której polskość i patriotyzm może się dziś kojarzyć z glanami, kastetami i zwierzęcym rykiem nienawiści tych, którzy tym głośniej mienią się patriotami, im więcej odczuwają pogardy dla innych i zadowolenia z siebie.
Nie ma zgody na to poniżające, skarlałe pojęciu narodu, które od jednolitej tożsamości religijnej i kulturowej gładko przechodzi w tożsamość polityczną i partyjną: kto nie katolik, kto nie prawica, kto nie za PiS, ten nie jest prawdziwym Polakiem… Mówicie „naród to my!”. Macie rację – naród to wy, nacjonaliści, ksenofoby, antysemici, wrogowie demokracji i populiści. Ale na szczęście nie tylko wy.
„My, Naród” to słowa otwierające amerykańską konstytucję – wniosła deklaracja samoświadomości pierwszego w historii w pełni świadomego narodu politycznego, którego zasadą stało się prawo i wartości konstytucyjne. W narodzie amerykańskim, potężnym i obywatelskim, jest miejsce dla wszystkich nacji, wyznań i światopoglądów. Aby być dobrym i „prawdziwym” Amerykaninem, nie trzeba być białym, konserwatywnym protestantem. I tak samo aby być dobrym Polakiem, nie trzeba koniecznie być białym konserwatywnym katolikiem. Nie trzeba też być liberałem, lewicowcem ani ateistą. Nie trzeba, ale można – bo Polska jest nasza wspólna, a naród jest wielobarwny.
Dlatego bez względu na swoje przekonania polityczne – przyjdź na patriotyczny marsz KOD, pokazać, że Polacy są różni, lecz wspólnie pragną żyć w demokratycznym państwie wolnych, różnych i równych. Nie będziemy nosić kominiarek, manifestować pychy ani nienawiści do nikogo, unosić się megalomanią ani poddawać zakazanym rozkoszom agresji i pogardy. Nie będziemy rzucać kamieniami ani atakować policji i wozów telewizji. Będą wśród nas prawdziwi katolicy i prawdziwi ateiści, starsi i młodsi, bogaci i biedni, z dużych miast i małych wiosek. Różni, tak jak różna jest Polska i jak zróżnicowany jest każdy naród.
Ludzie spokojni są słabsi. Ale do czasu. Nadszedł oto czas buntu łagodnych. Mamy dość bezczelnego zawłaszczania pojęcia narodu przez ultranacjonalistów i klerykałów. Prymitywne, zalążkowe pojęcie narodu, zbudowane na poczuciu wyższości moralnej i poczuciu skrzywdzenia, przedstawiające sobie więź narodową jako jednolitość etniczną, religijną i obyczajową, można było znieść w XIX wieku, gdy narody Europy jeszcze się tworzyły. Choć i wtedy dostrzegano zagrożenia, jakie wynikają z pychy i „monolityzmu” takich „idei narodowych” – zarówno gdy chodzi o prawa rozmaitego rodzaju mniejszości wewnątrz państwa, jak i w konfrontacji z bliźniaczo podobną ideologią narodów sąsiedzkich.
„Wielkie Polski” nie mieszczą się na tej samej planecie z „Wielkimi Niemcami”, „Wielkimi Ukrainami” i „Wielkimi Litwami”. Co w XIX wieku było niepokojące, w XX stało się grozą, a w XXI wieku jest groteską. Gdy w latach trzydziestych przez Europę maszerowały stutysięczne tłumy „narodowców” różnych nacji, demonstrując nienawiść do „odwiecznych wrogów”, którymi byli mieszkańcy ościennych krajów oraz wszędobylscy Żydzi, mądrzy ludzie wiedzieli, że będzie wojna. Gdy dziś idą z pochodniami przez Lwów, Wilno czy Lipsk, by pokazać, jak nienawidzą Polaków, Żydów i Arabów – zwykli ludzie odczuwają już nie tyle lęk, ile wstyd i żal. Jak to możliwe, że nadal, że znowu…
Rządząca partia brzydko się bawi z nacjonalizmem. Otwarcie flirtuje z mętami ubezpieczającymi swoją przestępczą działalność polską flagą, brata się ze środowiskami najbardziej reakcyjnymi i obskuranckimi, jakie tylko w tym kraju istnieją, z endecką przebiegłością instrumentalizuje religię i cynicznie gra na strunach ksenofobii i narodowych kompleksów. I ma przy tym czelność twierdzić, że reprezentuje naród i jego wolę.
Nawet gdyby zagłosowało na PiS nie 19, lecz 51 proc. Polaków, nie mieliby prawa twierdzić, że ich wola jest wolą narodu ani że istnieje ktoś taki jak „prawdziwy Polak”, który ma taką, a nie inną religię i poglądy. No i koniecznie popiera PiS. Partia, która choćby aluzyjne odwołuje się do idei „prawdziwego Niemca” czy „prawdziwego Polaka”, równając go pod strychulcem poprawności religijnej i politycznej, jest partią faszystowską. Bo istotą faszyzmu jest redukowanie narodu do grupy wyznawców jednej wiary i jednej partii. Istotą faszyzmu jest zaprzeczanie różnorodności narodu i redukowanie go do skarlałej postaci ideologiczno-religijnego monolitu. Nacjonalizm, który dla faszyzmu jest glebą i pożywką, niszczy naród, wykluczając z niego kolejno wszystkich, którzy nie chcą być nacjonalistami, a wreszcie po prostu zwolennikami faszystowskiej partii.
Ale my nie damy sobie wmówić, że jesteśmy „Polakami gorszego sortu”, nie damy sobie wybić z głowy pojęcia narodu ani nie damy w sobie zabić poczucia, że jesteśmy polskimi patriotami. Odrażające demonstracje ksenofobii, pychy i megalomani narodowej, z jakimi mamy w naszym kraju do czynienia niemal na co dzień, mogły nam obrzydzić słowa „naród” i „patriota”. Ale my nie poddamy się tego uczuciu odrazy. To byłoby wszak prawdziwe zwycięstwo szowinistów.
Przywrócimy słowom „naród” i „patriotyzm” ich prawdziwy sens, tak wstrętnie wykoślawiony przez szowinizm i faszyzm. Dlatego właśnie urządzamy patriotyczną demonstrację, na której będziemy Polakami, czyli sobą – każdy wedle tego, kim jest: katolikami i protestantami, ateistami i wyznawcami Mahometa, prawicowcami i lewicowcami, rolnikami i inteligentami. Co nas łączy? Łączy nas wspólne życie we wspólnym kraju, wzajemny szacunek i troska o to, by nasz kraj był prawdziwie demokratyczny, a jego państwo szanowało prawo oraz równość i wolność obywateli, nikogo nie wyróżniając ani nie dyskryminując ze względu na jego światopogląd, wiarę bądź poglądy polityczne. Chcemy wspólnego polskiego domu, w którym faszysta i Żyd, fanatyk religijny i zagorzały ateista są u siebie, pewni, że nikt ich nie pobije, nie znieważy i nie wygna.
Chcemy praworządnej, cywilizowanej, demokratycznej Polski, której obywatele będą nimi naprawdę, a nie tylko z nazwy, zaś szacunek wzajemny i poszanowanie wzajemne naszych praw przeważać będzie w życiu publicznym nad wzajemną niechęcią, jaka rodzi się czasami między różnymi odłamami narodowej wspólnoty.
Do zobaczenia 27 lutego o 13 pod Stadionem Narodowym!