PO się rozpada. Pozamiatane! Urwał nać!

Róża Thun odchodzi z Platformy. To kolejny etap w procesie rozpadu opozycji w dotychczasowym układzie. Rozpadu, z którego nic się nie urodzi – oprócz kolejnej kadencji PiS.

Jakże prędko wszystko się w polityce i w społecznych nastrojach zmienia. Tyle razy już wieszczyłem upadek PiS, że gdy teraz zawładnęła mną rozpaczliwa pewność klęski, mogę jedynie mieć tę zimną, intelektualną nadzieję, iż skoro zawsze się myliłem co do PiS, to również teraz się pomylę.

Jakaż to ironia losu! Pandemia, która miała pogrążyć reżim, podtrzymuje jego istnienie! Chociaż gołym okiem widać, jak nędznie i wręcz występnie sobie z nią poczyna skorumpowana i nieudolna władza, siłą rzeczy sprawy w końcu idą ku lepszemu, wobec czego humor w narodzie się poprawia – wraz z nim zaś wzrasta sympatia dla rządzących. W dodatku spadnie na nas deszcz pieniędzy, które z największą rozkoszą PiS wyda na swoich dotychczasowych i potencjalnych wyborców, a także na młodzież, aby zredukować jej antypatię i zniechęcić do udziału w wyborach.

Przekupstwo jest w polityce potęgą. Straszliwe pieniądze (w tym pożyczone, lecz to przecież bez znaczenia) znajdą się w rękach Kaczyńskiego i Morawieckiego, a ci z pewnością nie zawahają się ich użyć. Już dziś pokazali karty: damy wszystkim z wyjątkiem kilku procent dobrze zarabiających (niekoniecznie bogatych), którzy nas nie lubią. Ci za karę zapłacą horrendalne podatki – ku radości wszystkich, którzy im zazdroszczą. Sposoby na to, żeby wyrównać te straty swoim, z całą pewnością się znajdą. Spokojna głowa – pisowski przedsiębiorca z prowincji ani politruk czy inny najemny hejter krzywdy mieć nie będą.

My, opozycja, spieprzyliśmy wszystko, co dało się spieprzyć. Na każdym poziomie – partii politycznych, organizacji społecznych i niezrzeszonych obywateli. Tym ostatnim, stanowiącym zresztą wyraźną mniejszość w generalnie nieobywatelskim społeczeństwie RP, wystarczyło kilka razy przejść się na demonstrację i na wybory. Lecz nawet tego nie zdołali wykorzystać zawodowi i niezawodowi politycy do obalenia rządu.

Ba! Aż do ostatnich tygodni przez sześć lat o żadnym obaleniu rządów PiS nawet nie mówili. Ruch KOD został koncertowo zmarnowany z powodu arogancji partyjnych przywódców, którzy nie życzyli sobie, aby jacyś samozwańczy amatorzy wzywali ich do siebie z nakazem zawiązywania politycznych porozumień. Widziałem z bliska ten żenujący spektakl amatorszczyzny i zadufania. Gdyby wtedy, w roku 2016 i 2017, partie robiły to, co głosiły ostatnio, wzywając do wspólnego działania, bylibyśmy dziś w innym świecie.

Potem udało się politykom zmarnować okazję, jaką stwarzał bunt prawników przeciwko dewastacji sądownictwa i hucpiarstwu Ziobry. Lecz i wtedy wszystko skończyło się na paru wiecowych wystąpieniach. Liderzy opozycji prawniczej, podobnie jak kierownictwo KOD, z pewnością chcieliby współpracować i koordynować swoje działania z politykami. Zabrakło chęci i umiejętności ze strony partyjnych bossów.

Kolejna stracona okazja to wybory. Te parlamentarne przegraliśmy – z powodów jak wyżej. Jednakże porażka Trzaskowskiego to już na własne, specjalne życzenie. Przegrana o włos, co tylko pogłębia złość i frustrację. Duda został wybrany z naruszeniem prawa, którego wpływ na uzyskanie owej niewielkiej przewagi bardzo łatwo udowodnić. Mimo to nikt nie protestował. Opozycja nie ogłosiła nawet, że nie uznaje wyników tego wyboru i nie uznaje Dudy za prezydenta. Nawet na poziomie symbolicznym nie umiała bronić porządku konstytucyjnego.

A jeśli chodzi o samą kampanię, to absencja Trzaskowskiego w Końskich była – w moim przekonaniu – błędem iście podręcznikowym. Co z tego, że tam była ustawka? Trzeba było wykorzystać ten czas, żeby na antenie pisowskiej jaczejki walić w Kaczyńskiego, a swoich ludzi mieć na ulicy. Gdyby wtedy pokazał pazur i siłę charakteru, toby wygrał. Nie zapominajmy przy tym, że dywersja Gowina w dniach, gdy ważyły się losy wyborów kopertowych, również stwarzała szansę na przejęcie władzy. Kto by jednak chciał rządzić w pandemii? No, ale jak się nie chce rządzić, to się nie rządzi. Polityka to nie wychodek, do którego się idzie, jak się zachce.

Kolejna zmarnowana szansa w tym sześcioletnim festiwalu niepełnosprawności politycznej to Strajk Kobiet. Wielki, spontaniczny ruch młodzieży, o skali i determinacji, których nie powstydziłyby się najbardziej upolitycznione społeczeństwa, nie znalazł żadnego przełożenia na politykę instytucjonalną. To było naprawdę żenujące. Szefowe Strajku ani myślały negocjować z Budką i Czarzastym, a powiedzieć, że w środowisku liderów brakowało i brakuje koleżeństwa i zaufania, to nic nie powiedzieć. Po obu stronach nie było żadnej chęci współdziałania. Nie podjęto nawet próby zawiązania porozumienia wokół wotum nieufności dla rządu i wykupienia kilku posłów od Kaczyńskiego. Nawet próby! Mogło się nie udać, ale ludzie by przynajmniej widzieli, że ktoś naprawdę chce tej sitwie odebrać władzę.

Swoją drogą, zimna obojętność większości społeczeństwa wobec kobiet walczących o swoje prawa, zupełny brak poparcia ze strony środowisk zawodowych, a zwłaszcza robotników, pokazały, że większość śpi w łonie tej wiecznej zmarzliny katolicyzmu, której wciąż nie udało się roztopić, choć od średniowiecza minęło już ponad pół tysiąca lat.

Władzy zachciało się dopiero teraz – gdy pandemia się kończy, Kaczyńskiemu sypie się (czy raczej sypała) koalicja, a na horyzoncie zamajaczyło tsunami pieniędzy. Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że PiS jest w głębokiej defensywie i lada chwila będziemy świadkami pierwszego zmasowanego ataku opozycji na rząd. Sprawa Funduszu Odbudowy stwarzała wspaniały pretekst do zademonstrowania jedności i determinacji „na opozycji”. Pomijam już to, jakie miałoby być owo wspólne stanowisko, wszelako zachowanie jedności było sprawą o kluczowym znaczeniu. Nawet nieudana próba obalenia rządu byłaby lepsza od żenującego rozłamu.

Jednak pieniądze jak zawsze odbierają ludziom rozum. Dla nędznej iluzji sprawczości i poprawienia sobie samopoczucia Lewica złożyła hołd Kaczyńskiemu, zapewniając go, że w razie kłopotów może na nią liczyć, jeśli tylko w zamian zapewni jej reputację partii dbającej o kieszenie wyborców. Można to nazwać syndromem psa łapownika: niesie w pysku kopertę, a w zamian pan go nie kopnie.

No i pozamiatane. Czarzasty z Budką (nie mówiąc już o Hołowni) tego rządu nie obalą, a Kaczyński lub jego następca postarają się w porę zasypać naród gotówką, żeby wygrać kolejne wybory. Ziobro z Gowinem nie będą już podskakiwać, bo „w razie co” na kłopoty Włodek, a poza tym teraz dostaną kasę, zaś co do list wyborczych – to się jeszcze okaże. Co gorsza, nawet jeśli dojdzie do wcześniejszych wyborów, to PiS i tak je wygra, bo żadne ugrupowanie opozycji nie jest w stanie uzyskać więcej głosów niż partia Kaczyńskiego. A pan Hołownia już się postara, żeby zagubioną trzódkę mieszczańską od złego Tuska odegnać i na łono Kościoła przywrócić. Na chwałę Bożą, rzecz jasna.

Historia zatoczyła koło! Witajcie w PRL bis/pis! Jak za Gierka Zachód zasypie Polskę pieniędzmi, żeby była trochę mniej „ruska” i nie trzeba się było bać „dziczy” za Odrą. Nikt już nie będzie oczekiwał, że na wschodzie będzie demokracja. Wystarczy, żeby reżimy były grzeczne – kleptomańskie, lecz mało bijące ludzi. Mogą być chamsko nacjonalistyczne, wulgarnie klerykalne i ogólnie prostacko-cyniczne. Byleby brały kasę i nie przeszkadzały.

Tylko że za Gierka to były pożyczki, a teraz to darowana gotówka. Po trzydziestu latach znaleźliśmy się w pozycji uciążliwego sąsiada, któremu trzeba dać na wódkę, żeby nam nie przerzucał śmieci przez płot. Dziękuję pięknie społeczeństwu, polityczkom i politykom, komentatorkom i komentatorom, każdej i każdemu z osobna. Zapraszam do urządzania się i życzę zajęcia miejsca w pobliżu odźwiernika. Moje będzie na drugim końcu.